Na drugi dzień myślałam, że nie wstanę. Nie spałam całą noc. Po tym co zobaczyłam chyba nikt by nie usnął. Ale ja w szczególności. Nie wiem jak to opisać, od czego zacząć... Może powiem mniej więcej od początku. Kiedy skończyłam swoje rozmyślania na temat zgniłej przyjaźni, spojrzałam jeszcze raz, lecz tym razem obecnym już wzrokiem w okno, w którym widziałam chłopaków. Nie było ich już tam. Światło też było zgaszone. Paliło się tylko małe światełko na parterze. Był to chyba właściwie garaż. Widokiem, który zmroził mi krew w żyłach była perkusja. Nie pomyślcie o mnie, że jestem jakaś nienormalna, że wystraszyłam się perkusji. Ona nie była zwykła. Mogłam zobaczyć tylko jej kawałek, ponieważ okno było zasłonięte do połowy roletą. Na bębnie zauważyłam logo. I choć widziałam tylko jego malutki kawałek od razu rozpoznałam znaczek. Musiałam pójść do łazienki i ochlapać się zimną wodą.
-To nie może być prawda, jestem zmęczona, na pewno coś mi się przewidziało..- Mówiłam do swojego odbicia w lustrze. W głębi duszy sama jednak sobie nie wierzyłam. Mówiłam: przecież wiem co widziałam... A nie było to byle co. Logo 1D nie pojawiłoby się przez przypadek na czyichś bębnach. Nie to logo...
Powiem szczerze, ze nie wiedziałam co mam robić. Było już tak dobrze. Moja przygoda z One Direction dawno się skończyła. Przez mojego chłopaka oczywiście. Strasznie mi ich obrzydził, jeśli można tak w ogóle powiedzieć. A przecież tak bardzo ich kochałam! Tak dawno nie wracałam do tych wspomnień. Ogólnie nie wracałam do niczego, co choć trochę kojarzyło mi się z moim byłym. Ale teraz te wspomnienia nie mogły mnie opuścić. To, jak byłam nimi zafascynowana, nie widziałam poza nimi świata, wiedziałam o nich praktycznie wszystko... I nagle w moim życiu pojawił się Marcin, w którym byłam zakochana odkąd pamiętam. Im coraz dłużej ze sobą byliśmy, on coraz bardziej zniechęcał mnie do 5 chłopaków. Zaczął wymyślać coraz głupsze historie o nich. A ja głupia i zakochana mu wierzyłam. No i się stało. Pochowałam wszystkie plakaty, bransoletki i płyty do piwnicy, żeby kiedyś na starość mieć pamiątkę. To było w głębi duszy na prawdę trudne, ale wmawiałam sobie, ze muszę to zrobić, że Marcin ma rację. On mówił mi: dobrze, ze dałaś sobie z nimi spokój itd. Widziałam, ze się cieszy. Jakby pozbył się wielkiej przeszkody, nie wiadomo do czego potrzebnej. Byłam w nim całkowicie zakochana! Nie zastanawiałam się czy dobrze robię, słuchając go... Z czasem 1D nie istniało dla mnie wcale. Kiedy ktoś o nich mówił coś w środku mnie.. Sama nie wiem jak to opisać. Coś w środku cały czas się jakby buntowało. Odbierałam to jednak jako odruch wymiotny. Po miesiącu, jak zakończyłam swoją "obsesję" z 1D, Marcin mnie rzucił. Stwierdził, że nie czuje do mnie już tego, co było kiedyś.. A ja? Nie miałam ani chłopaka, ani zespołu, w którym była ich aż piątka. Po rozstaniu bardzo chciałam do nich wrócić. Byłam na siebie potwornie wkurzona, że dałam sobie wmówić takie bzdury! Ale nie mogłam.. Miałam jakąś wewnętrzną barierę kojarzącą się zawsze tak samo.. Z Marcinem, ze złamanym sercem. Zapomniałam więc o nich. A teraz? Przyłapałam się dzisiaj na podśpiewywaniu LWWY, nowego singla, który non stop puszczają w radiu. Nic dziwnego, jest świetny. Ale nie myślałam o ich piosenkach od roku. A teraz na prawdę nie wiem, czy jestem nienormalna, że widziałam ich perkusję, czy to oni są nienormalni i przyjechali na taką wieś...