środa, 31 października 2012

Rozdział VIII

Pogoda, która panowała przez kolejne 2 dni całkowicie odzwierciedlała mój nastrój. Było zimno i cały czas lało. Nie wierzyłam w to, co się dzieje. Próbowałam wyrzucić to ze wspomnień. Nie umiałam. Wystarczyło, że popatrzyłam przez okno, albo jak babcia cały czas mi nawijała o Zaynie, jaki to on nie jest miły i przystojny. Jakbym nie wiedziała. Przecież się w nim zakochałam. Wiedziałam jaki jest. A może mi się tylko zdawało, że wiedziałam? Może tak, jak powiedział chciał na chwilę stać się normalnym chłopakiem, a na co dzień zakładał maskę? Nie jestem w stanie odpowiedzieć sobie na to i tysiące innych pytań. Tak bardzo chciałabym z nim być. Lepiej będzie jeśli się o tym nie dowie... Nie ma co robić sobie nadziei, a potem jeszcze bardziej się zawieść. Bo po co nam to wiedzieć? I tak nie będziemy razem. Takie rzeczy dzieją się tylko na filmach. W codziennym życiu gwiazda z przeciętną nastolatką nie ma szans, ani zaistnieć ani tym bardziej przetrwać...

****************************

Dzień zapowiadał się równie okropnie jak wszystkie poprzednie od czasu naszej "kłótni". Jak zwykle wstałam, ubrałam się w spodnie od dresu i zwykły t-shirt. Dla kogo miałam się niby stroić? -.-
Zawsze miałam pecha, ale teraz.. Przesadził. Jeszcze nigdy nie byłam tak potwornie zdołowana i nienadająca się do życia. Nie wiedziałam ile czasu minęło od dnia, w którym życie obróciło się do góry nogami i straciło sens... Myślałam, że ciągnie się to w nieskończoność. Trwało zaledwie tydzień. Po raz pierwszy w życiu nie mogłam doczekać się rozpoczęcia roku szkolnego. Czekały mnie jednak jeszcze 2 miesiące wakacji i złego humoru.. Byłam na prawdę nienormalna mówiąc Zaynowi to wszystko... Ale gdybym powiedziała mu prawdę czy nie byłoby jeszcze gorzej? Nie umiem przestać o tym myśleć.
(..) W końcu, od około 4 dni wyszłam na podwórko. Nie miałam ochoty trafić wzrokiem na coś dziwnego w domu, patrząc przez okno. Wyszłam z domu, ale stwierdziłam, że nie mam gdzie iść. Wzrok sam jakoś natknął się na altankę, za którą nie bardzo przepadałam. No cóż. Wszystko jest lepsze od siedzenia w domu i zamęczania się ciągle tym samym pytaniem. Nie wiem jak wprawiłam swoje nogi w ruch. Na nic nie miałam ochoty. Obraz, który zobaczyłam przekraczając próg altanki, sprawił, że coś się we mnie obudziło. Weszłam całkiem do środka i rozglądnęłam się po wnętrzu. Nie było kąta ani żadnego innego miejsca, gdzie nie stałyby czerwone i białe róże. Nie wiedziałam gdzie podziać wzrok. Poczułam się tak cholernie wyróżniona! Zaczęłam czym prędzej szukać jakichś liścików przyczepionych do bukietów. Nie wiedziałam kompletnie od kogo mogłam dostać coś tak wspaniałego. W głębi duszy miałam jednak minimalną nadzieję, że są od Zayna, choć sama się sobie do tego nie przyznawałam. To byłoby niemożliwe. Moje rozmyślania w końcu się przerwały. Natrafiłam na coś kanciastego i twardego. Dosyć drżącymi rękami otworzyłam bilecik. Jego treść była prosta:
Spotkajmy się w sobotę o 18 w Restauracji "Pod Bukiem". Całuję wielbiciel <3
Serce zaczęło mi szybciej bić. Jak na faceta styl pisma był po prostu nie do ogarnięcia. Jeszcze nie widziałam, żeby jakiś chłopak tak cudownie pisał. Zaszokowana zaczęłam w końcu przenosić kwiaty do swojego pokoju i na strych, bo było ich tyle, że się nie zmieściły. Oczywiście natrafiłam na babcię, wychodzącą z piwnicy. Zapomniałam o niej kompletnie! Nie przygotowałam sobie nawet żadnego wyjaśnienia, skąd mogę mieć tyle bukietów. Nie lubię jej okłamywać, więc powiedziałam, że nie mam pojęcia od kogo są, ale ten "ktoś" chce się ze mną spotkać. Babcia cała uradowana, że w końcu jakiś chłopak się mną interesuje, rzuciła wszystko i zaczęła się mnie wypytywać o szczegóły, których nawet ja nie znałam.. Na szczęście pozwoliła mi iść do tej restauracji. Tylko dlatego, że oczywiście pozwoliłam się jej tam zawieźć.
BOŻE!!!!! Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, ze przecież jest już piątek! Miałam więc tylko jeden dzień do przygotowań. Może jednak była dla mnie jakaś nadzieja...

poniedziałek, 29 października 2012

Rozdział VII

Obudziłam się. Panika i dziwne uczucie, które towarzyszyło mi już w końcówce snu nie dawało mi spokoju. Nie bałam się jednak tego, ze nie wiem, gdzie jestem. Bałam się swoich myśli. Bałam się obrazu, który zobaczę gdy wyjże przez okno. Wiedziałam bowiem bardzo dobrze, gdzie się znajduję. Tak bardzo nie chciałam, żeby to była prawda. Musiałam się jednak przekonać. Wstałam z łóżka z zadziwiającą łatwością. Głowa co prawda dalej mnie bolała ale był to już stłumiony ból. Powoli podeszłam do balkonu. Od ujrzenia obrazu, który w mojej głowie mnie przerażał, dzieliła mnie tylko zasłona.. Podniosłam drżącą rękę i jednym, szybkim ruchem ją odchyliłam. Nie umiem opisać tego, co wtedy czułam. Nie jestem też do końca pewna czy wiem... Zobaczyłam ogród pełen zieleni, kwiatów, zakrywany basen i dom... Dom, w którym przez rok marzyłam o tej chwili, która teraz trwała. A teraz? Czułam się nijak. Nie wiem, nie umiem odpowiedzieć sobie na pytanie czemu w nocy go nie poznałam?! Czemu nie poznałam kogoś, kto przez ponad rok był dla mnie kimś w stylu chłopaka tylko, ze niewidzialnego? Czemu nie poznałam gwiazdy, w której kocha się pół świata nastolatek?! Moje rozmyślania przerwało ciche pukanie. Byłam w szoku. Nie umiałam nic powiedzieć  Nawet nie odwróciłam się w kierunku drzwi. Usłyszałam, ze się otworzyły. Zaraz potem usłyszałam głos, który tak dobrze znałam: Przepraszam, myślałem, ze jeszcze śpisz - powiedział. Spojrzałam na niego, jedną ręką cały czas trzymając zasłonę. Zobaczył, ze patrzyłam już przez okno. Zrobił dziwną minę.
-Och, już zauważyłaś.. Byłem u twojej babci, bo pomyślałem, ze może się o ciebie martwić i powiedziałem, że przyszłaś się z nami zapoznać. Bardzo się polubiliśmy. Wiesz, ze...
-Co ty do cholery pieprzysz?! - wyjechałam - Jestem w domu u najbardziej sławnego zespołu na świecie, a ty mi mówisz, ze dobrze ci się gadało z moją babcią?!
-Myślałem, ze nie wiesz kim jestem. Wczoraj przynajmniej tak się zachowywałaś... Przepraszam w takim razie, ze chciałem przez chwilę być normalnym chłopakiem, a nie gwiazdą, którą wszyscy wykorzystują. Przepraszam, że chciałem złapać z tobą jak najlepszy kontakt. - Spuścił wzrok.
Nigdy nie zabolały mnie tak czyjeś słowa. Zachowuję się jak dziecko - pomyślałam.
-Zayn (musiałam zrobić dłuższą przerwę, bo nie mogłam nic wydusić po tym, jak wypowiedziałam po raz pierwszy jego imię), przepraszam. Nie chciałam cię urazić. Nie powinnam była tego mówić. Tyle dla mnie zrobiłeś, a ja jestem taka niewdzięczna, Doprowadziłam do tego, żebyś to ty mnie przepraszał, a przecież nie masz za co...
Czekałam na jego reakcję w napięciu.
-Spoko - w końcu się uśmiechnął - Muszę ci powiedzieć  ze jestem pod wrażeniem. Nie spotkałem jeszcze dziewczyny, która tak ostro by mi się postawiła. - Zamyślił się. - Właściwie nie spotkałem dziewczyny, która w ogóle by mi się postawiła.
Zaczęliśmy się śmiać. W końcu atmosfera się rozluźniła. Spojrzałam na niego. Stał tuż przede mną.
Był na wyciągnięcie ręki. Gdyby to miało miejsce wtedy, gdy tak za nimi szalałam, rzuciłabym mu się na szyję jak szalona. Ale teraz byłam zupełnie kimś innym. Nie chciałam żeby pomyślał, że jestem jedną z tych napalonych psychofanek. Uśmiechnął się do mnie, a ja.. Prawie się rozpłynęłam i znowu mną zachwiało. Jego refleks był jednak nie do zagięcia. Złapał mnie w talii, co sprawiło, ze był jeszcze bliżej mnie.
-Dziękuję, po raz setny - powiedziałam. Uśmiechnął się i spuścił głowę.
-Zawsze do usług. Wyszczerzył zęby. Był taki przystojny! Ciekawa byłam co on myśli o mnie. Miałam tyle pytań, ze nie wiedziałam od czego zacząć. Podniosłam na niego wzrok i przyłapałam go na tym., że mi się przygląda.
-Już możesz mnie puścić, dam sobie radę - powiedziałam  Zaśmiał się, po czym z niechęcią(a przynajmniej tak mi się wydawało) opuścił ręce.
-Właściwie mogę wiedzieć, skąd wiesz, gdzie ja mieszkam? - To pytanie dręczyło mnie najbardziej. Nie miałam przy sobie przecież żadnych dokumentów, on też nie był stąd, więc jak się dowiedział?
-Ehh.. Wiedziałem, że o to spytasz. Powiem ci, ale nie bądź na mnie zła. Obiecujesz?
-Postaram się - odpowiedziałam śmiejąc się, widząc że jest dosyć zakłopotany.
-Dobra powiem, ale się nie obraź...
Zrobił kolejną śmieszną minę, co spowodowało jeszcze większy wybuch śmiechu.
-Od tego dnia, kiedy przyjechaliśmy tu odpocząć, a ty praktycznie zaraz po nas, nie mogłem oderwać od ciebie wzroku. Na początku byłem po prostu ciekawy jakich mamy sąsiadów. Kiedy jednak zobaczyłem cię wchodzącą do domu, wiedziałem że... że jesteś wyjątkowa. Nie wiem skąd. Byłem pewny, ze jesteś zupełnie inna.
-Taa.... - wtrąciłam - Z resztą kto normalny chodzi sam na spacer po północy...
-Ja i ty - odpowiedział i obydwoje wybuchliśmy śmiechem, który zalał cały pokój.
- Wracając do twojego pytania; kiedy tylko przechodziłem koło jakiegoś okna, nie mogłem się powstrzymać  żeby nie sprawdzić, czy cię tam gdzieś nie zobaczę..
-Podglądałeś mnie! Wtedy jak wychodziłam z basenu też! xD
-Od raz podglądałem.. Patrzyłem po prostu... - Zbliżył się niebezpiecznie blisko mnie. - Kiedy raz cię zobaczyłem, potem nie umiałem oderwać od ciebie wzroku. Spodobałaś mi się od samego początku.
NIE! NIE! NIE! NIEEEEEEEEEEE!!!!!! On nie powinien był tego mówić. Nie mogę mu się podobać. Nie mogę po prostu.
-Przepraszam -przerwałam mu - chyba muszę już iść. Dziękuję jeszcze raz, ale.. muszę już iść.
Nie czekałam na odpowiedź.
-Kinga, poczekaj!!
Wyleciałam z ich domu jak poparzona. Nie zastanawiałam się skąd zna moje imię. Nic teraz nie miało dla mnie znaczenia... Dopiero na swoim podwórku zaczęłam  płakać. To nie może się dziać na prawdę - pomyślałam. A jednak, a jednak - odpowiedziałam sobie w myślach i zapłakana jak nigdy wbiegłam po schodach do swojego pokoju...

niedziela, 28 października 2012

Rozdział VI

Obudziłam się około 3 w nocy cała spocona. Miałam okropny sen. Śniło mi się, że szłam ulicą w nocy i napadło mnie dwóch dresów. Głowa zaczęła mi strasznie pulsować, kiedy szybko podniosłam się na łóżku do góry. Prawie zaczęłam piszczeć. TO NIE BYŁ SEN... To wszystko stało się na prawdę, a teraz leżę w czyimś łóżku i nie wiem co się dzieje. Po chwili zaczęłam sobie przypominać zdarzenia sprzed ok 2 godzin. Spacer. Grupka dresiarzy. Napad. Porwanie mnie. Upadek i potworny ból w klatce piersiowej. Ukrycie się. ON!!! Chłopak, który mnie uratował. Był boski. Wyglądał jak młody Bóg. Przypatrywaliśmy się sobie, ale co potem? Powiedziałam dziękuję i zapadłam w sen. Czyżbym była teraz u niego? Chciałam wstać, żeby jak najszybciej mu podziękować za to wszystko, co dla mnie zrobił. Podniosłam się z łóżka, lecz głowa od razu dała mi o sobie znać. Jeszcze nigdy mnie tak nie bolała.. Nie chciałam się jednak nad tym zastanawiać. To, żeby samej wstać nie było dobrym pomysłem. Z powrotem opadłam na łóżko i dopiero teraz zauważyłam  ze mam zabandażowane kolano. Oh.. No tak, przecież upadłam i nieźle mi krwawiło. Kolejny podpunkt do listy podziękowań. Rozglądnęłam się po pokoju. Biurko, krzesło, jakieś papiery, szafa i fotel na... BOŻE!!! To on. Cały czas był przy mnie. Zasnął w fotelu. Wyglądał jeszcze lepiej niż wtedy, gdy go zobaczyłam po raz pierwszy. Przypatrywałam się z dokładnością każdej części jego ciała. Był po prostu perfekcyjny. Okno balkonowe przez które wlatywało światło księżyca oświetlało jego twarz. Coraz lepiej widziałam w tej ciemności. Czarne włosy, które były postawione na żelu  teraz układały się w artystyczny nieład. Miał kolczyk w uchu, czego wcześniej nie zauważyłam. Zaczęłam kaszleć. Od razu się obudził. Trochę głupio mi się zrobiło, że nie dość, ze był zmęczony to jeszcze go obudziłam...
Drzwi do pokoju były otwarte. 
-Widzę, ze wstałaś. - powiedział i smutno się uśmiechnął, po czym wstał, zamknął drzwi i zapalił małą lampkę na biurku, która zaczęła mnie razić w oczy. Kucnął przede mną.
- Jak się czujesz? - spytał
- Nie najlepiej, głowa mnie strasznie boli. - odpowiedziałam
- Przepraszam - zrobił skruszoną minę.
- Ty przepraszasz mnie?! Niby za co? - prawie krzyknęłam - Uratowałeś mnie i jeszcze mnie za to przepraszasz?!  Będę ci wdzięczna do końca życia za to, co zrobiłeś  Nikt się nigdy dla mnie tak nie poświęcił. - wydusiłam ze łzami w oczach.
Usiadł przy mnie i mnie objął. Poczułam coś dziwnego w brzuchu.. 
- Uwierz, ze mam za co cię przepraszać. Musiałem walnąć czymś tego olbrzyma, który cię niósł. Nawet nie wiesz jak trudno mi było to zrobić wiedząc, że upadniesz. Czuję się z tym po prostu okropnie. - Załamał mu się głos pod koniec tej wypowiedzi.
W końcu popatrzyłam mu w oczy, po raz pierwszy od czasu, kiedy zaczęła się nasza rozmowa. 
- Nie było innego wyjścia. Musiałeś tak zrobić. A przykro może być tylko mi, że nie będę miała jak ci się odwdzięczyć.
- Nie musisz. Najważniejsze jest to, że nic ci się nie stało. No..., prawie nic - pogłaskał mnie po głowie i uśmiechnął się po raz pierwszy odkąd go zobaczyłam na prawdę szczerym uśmiechem. Odwdzięczyłam się mu najpiękniejszym i najlepszym uśmiechem jaki miałam do zaoferowania. I jeszcze raz podziękowałam mu z całego serca. Był taki przystojny. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Zdawało mi się jednak, że skądś go znam. Miałam całkowite zaćmienie. Odpowiedź leżała na końcu języka, ale nie umiałam jej odczytać. Znowu uderzyła we mnie fala zmęczenia. Kazał mi się położyć, jakby czuł dokładnie to, co ja. Posłuchałam go, choć nie chciałam przerywać tej rozmowy i kontaktu wzrokowego, który był między nami już przez cały czas. Znużenie okazało się jednak silniejsze. Zasnęłam, jakbym przeżyła najdłuższy dzień w moim życiu.

sobota, 27 października 2012

Rozdział V

Próbowałam nie oddychać.. Nie wiercić się. Nie robić po prostu nic, aby mnie nie usłyszał. On jednak dobrze wiedział, ze tam jestem. Czułam to. Cały czas miałam obraz dresów niosących mnie na rękach i tego, co stałoby się potem.. Te wszystkie myśli były za silne. Zaczęłam płakać. Było mi już wszystko jedno. I tak wiedziałam, że to, co ma się stać, wkrótce nastąpi. Nagle usłyszałam czyjś głos. Najpierw myślałam, że to ja zaczynam majaczyć coś pod nosem. Ale głos dobiegał z drogi i był to męski głos. Dopiero po chwili umiałam rozpoznać słowa i zdania, które ktoś wypowiadał. Cały czas powtarzał mniej więcej to samo:
"Nie bój się, już nikt cię nie skrzywdzi. Nic ci nie grozi. Już sobie z nimi poradziłem. Proszę, wyjdź na zewnątrz."
Ciepło, które usłyszałam w głosie chłopaka wydawało mi się znajome. Miał dosyć przekonujący głos, choć trochę mu drżał. Nic dziwnego, po takiej akcji... Nie wiem skąd nagle dostałam przypływu odwagi. Stwierdziłam, że gorzej już i tak nie może być i nie mam nic do stracenia. Powoli odchyliłam krzaki. Teraz zakuły o wiele mocniej, niż gdy się w nich chowałam. Musiałam je puścić i spróbować jeszcze raz, tym razem szybciej i od razu się z nich wygrzebać. W końcu wyszłam. Z poharatanymi rękami i bluzką..
Dosyć mocno zakręciło mi się w głowie i się zachwiałam. Ktoś jednak szybko i pewnie chwycił mnie w talii w ostatniej chwili. Najpierw zobaczyłam buty, w ciemnościach nie za dużo widziałam, ale na pewno nie były byle jakie. Szłam wzrokiem coraz wyżej, żeby znowu się nie zachwiać. Mijałam powoli spodnie, bluzkę, umięśnione ramiona i ręce, które cały czas trzymały mnie w tali, abym nie upadła. W końcu pojawiła się szyja i podbródek. Zrobiłam zdecydowany ruch głową i chciałam spojrzeć w oczy mojego wybawcy. Nie udało mi się to. Wzrok zatrzymał się na ustach, które po prostu prosiły się o pocałunek. W końcu jakimś cudem oderwałam od nich wzrok i spojrzałam ku górze. nie widziałam rysów twarzy, bez trudu jednak mogłam dostrzec, że miał bardzo smutny wyraz twarzy. Brązowe, piękne, duże oczy miały w sobie tyle niepokoju i zmartwienia. Usta układały się w smutny uśmiech. Zadziwiająco głośno oddychał. Dopiero teraz to zauważyłam, a przecież przyglądaliśmy się sobie dosyć długo. Nie mogłam wypowiedzieć słowa. Łzy, które już dawno skończyły się ulatniać teraz powróciły. Tym razem, były to jednak łzy wdzięczności. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy. Widział, ze nie umiem wydusić z siebie słowa, powiedział tylko: Nie płacz, już jesteś bezpieczna. I zebrał mi swym kciukiem łzę z policzka. Czułam, że się zarumieniłam. Miejsce, gdzie położył swoją rękę na policzku cały czas mnie jakoś dziwnie piekło. Dopiero po chwili zorientowałam się, że on cały czas ją tam trzyma. "Dziękuję" jakimś cudem wyszło z moich ust. Już nie płakałam.. Byłam na to za słaba. Doszła do mnie nagle potworna fala zmęczenia. Nie wiem czemu nie zauważyłam tego wcześniej.
Straciłam grunt pod stopami. Nie wiem co się ze mną stało. A może to już śmierć? Nie zdążyłam odpowiedzieć sobie na to pytanie...

niedziela, 21 października 2012

Rozdział IV

Przyspieszyłam kroku, bałam się obrócić, żeby sprawdzić czy za mną nie idą. Nie słyszałam na szczęście żadnych kroków. Śmiechy powoli też ucichły. W końcu odważyłam się spojrzeć za siebie. Nikomu nie życzyłabym zobaczyć czegoś takiego. 2 dresów szło w moją stronę  Byli kompletnie pijani. Widocznie reszta, a było ich 6, nie chciała brać w tej głupiej "zabawie" udziału., albo czekali aż tych 2 mnie do nich przyniesie...
Jeszcze nigdy nie biegłam tak szybko. Szybko w tym przypadku to i tak za wolno.. Biegli 3 razy szybciej ode mnie. Zaczęłam płakać, co spowolniło moje możliwości. To koniec-pomyślałam.
Zrobią mi krzywdę a ja nie będę miała nic do gadania! Nagle ktoś złapał mnie od tyłu za rękę. Nigdy nikt mnie tak mocno nie chwycił. Odwróciłam się w tym kierunku. I tak bym się nie wyrwała z tak mocnego uścisku.. Teraz ryczałam już jak głupia. Zaczęłam się rzucać i wołać pomocy, póki jeszcze mogłam. Zdążyłam tylko piszczeć, bo dres złapał mnie w pół i zatkał usta swą wielką łapą. Łzy przysłaniały mi wszytko. Było ciemno, bo oprócz jednej latarni na środku ulicy nie świeciło się żadne światło. Mimo tego, ze przez płacz nic praktycznie nie widziałam, wiedziałam w jakim idziemy kierunku..
Nieśli mnie do pozostałej szóstki. Wpadłam w gówno. Już z tego nie wyjdę cała - pomyślałam.


****************************

Nagle coś mną zachwiało i poczułam okropny ból głowy i całej klatki piersiowej. Leżałam na ziemi. Bałam się cholernie, ale musiałam ostatkami sił zobaczyć, co spowodowało to, że olbrzym, który mnie niósł, mnie upuścił. Był pewnie na tyle pijany, ze zachwiał się i poleciał na bok, a ja w przód. Te rozmyślania, które wydają się dosyć długie, trwały ułamki sekund. Odwróciłam więc szybko głowę, która równie szybko zapulsowała ogromnym bólem. Trudno. Lepiej mieć wstrząs mózgu, niż robić nie wiadomo co z kilkoma dresami.. Zignorowałam ból. Wstałam nie wiem jakim cudem dosyć sprawnie. Widoku który zobaczyłam nigdy bym się nie spodziewała. Jeden facet leżał na poboczu drogi i krwawił dosyć mocno z nosa i ust. Po szybkich oględzinach stwierdziłam, ze jest nieprzytomny. Rozglądnęłam się i zauważyłam , że drugi dres, ten co szedł obok olbrzyma, który mnie niósł dostaje od innego faceta. W tej chwili byłam zupełnie zdezorientowana.. Nie wiedziałam o co chodzi. Czyżby inny dres chciał mnie tylko dla siebie?! Byłam bliska załamania nerwowego. Tego wszystkiego było po prostu za dużo! Głowa cały czas mi o sobie przypominała. Nie miałam dokąd uciekać. Po jednej stronie biło się 2 facetów, a po drugiej, za zakrętem czekała na mnie grupka dresów. Nagle zauważyłam coś, co wcześniej w ogóle nie przykuło mojej uwagi. KRZAKI! Pokuśtykałam do nich na tyle szybko na ile mogłam. Były kujące. F**K - przeklnęłam w myślach.
Nie miałam jednak innego wyboru. Po chwili siedziałam już cała w nich zakryta. Czułam jak krew spływa mi strumieniem z kolana w stronę kostki.. Przy upadku musiałam nieźle zaryć o ziemię. Normalnie zaczęłabym ryczeć jeszcze bardziej, ale nie było mi przecież smutno. Byłam tak potwornie wkurzona i nieprawdopodobnie zdesperowana, ze gdybym miała uciec przed dresami, to zrobiłabym na prawdę wszytko, byleby się oswobodzić lub gdzieś schować. Próbowałam uspokoić oddech, co nie było łatwe..
Chciałam usłyszeć czy faceci dalej się biją. Nie słyszałam jednak zupełnie nic. Może ten 2 facet wyskoczył skądś żeby mi pomóc?! Tak, to by było możliwe. Niby na początku wygrywał z dresem, ale co jeśli jednak przegrał i teraz leży gdzieś na drodze zakrwawiony i nieprzytomny? Nagle wszystkie moje myśli mnie opuściły. Usłyszałam, ze ktoś idzie po betonie w moją stronę. teraz to już na pewno koniec.
Zgwałci mnie i zabije. A jak będę się rzucała to zrobi mi coś jeszcze! Chociaż właściwie nic nie mogło być gorsze...

niedziela, 7 października 2012

Rozdział III


Dzisiaj rano, na ich podjeździe nie było już auta. Wyjechali.. Wiedziałam, że to się tak skończy. Muszę powiedzieć  że czuję straszną pustkę. Jakby ktoś zabrał mi tlen, bez którego nie umiem oddychać, normalnie funkcjonować. Z resztą nawet jakby dalej tu byli, to co? Na pewno nie poszłabym do nich i nie spytała, czy nie chcą może wpaść na ciastko.. "Nadzieja umiera ostatnia"

****************************
Nigdy nie cieszyłam się tak, na widok auta. Wrócili dziś po południu! Może pojechali na zakupy, albo coś.. Nieważne!! Cieszę się, jakby ktoś dał małemu dziecku zabawkę, o której zawsze marzyło. Nawet nie wiecie jaką satysfakcję sprawia mi to, ze znów jestem w nich bezgranicznie i bezwarunkowo zakochana <3
Po obiedzie poszłam na basen, który stoi tuż przy naszym domku. Kolejne moje miejsce do relaksu, które po prostu uwielbiam! Było bardzo gorąco, więc rozsunęłam cały dach, tak że cała powierzchnia basenu była odkryta. Siedziałam i pływałam w nim ponad pół godziny. Nadszedł więc czas żeby w końcu z niego wyleźć.. Właśnie stawiałam drugą nogę na płytkach, kiedy znowu poczułam ten dziwny dreszcz, jakby ktoś mnie obserwował. Odruchowo, lecz bardzo szybko spojrzałam na dom naszych sąsiadów. Firanka w oknie balkonowym opadła na dół. Ktoś tam był, ktoś stał tam przez jakiś czas i mnie obserwował. Przeszły mnie ciarki. Nie wiem do końca czemu. Wzięłam ręcznik i jak najszybciej pobiegłam za dom, gdzie nikt mnie nie mógł zobaczyć. Sama nie wiedziałam czemu tak spanikowałam  Zaczynałam totalnie wariować. Po chwili nie dowierzałam we własne myśli, które mówiły: " Dziewczyno! Opanuj się! Ktoś sobie wyjrzał przez okno, a ty od razu myślisz że cię wszyscy podglądają! Jakby było na co patrzeć.." Krzyczałam na siebie w myślach. To samo usłyszałam od Kasi, tylko w łagodniejszych słowach. Jestem nienormalna, wmówiłam sobie że 1D tu przyjechali, a teraz jeszcze myślę, że mnie podglądają. Świetnie, po prostu nic lepszego nie mogłam wymyślić..
Położyłam się do łózka po 11.. Jak zwykle od 3 dni nie mogłam zasnąć. Jakby inaczej - pomyślałam. Zdziwiło mnie jednak to, ze nie byłam zmęczona. babcia z dziadkiem już dawno spali, więc wymknęłam się po cichu z pokoju i poszłam na hamak, który zawsze bardziej lubiłam od łóżka. Położyłam się na nim i wpatrywałam się w niebo pełne gwiazd. Nagle coś w środku zaczęło mi mówić, żebym w końcu ruszyła tyłek i poszła się przejść. Przeszłam już całkiem spory kawałek, kiedy zauważyłam grupkę dresów idących na przeciwko mnie. W jednej chwili zorientowałam się co ja do jasnej cholery tu robie?! Jest ok. północy, a ja idę sama ciemną uliczką, jakby nigdy nic. Jakby tego było mało idzie prosto na mnie grupka dresów. Wpadłam w potworną panikę. Do domu miałam za daleko, nigdy bym nie zdążyła. Starałam się zachowywać normalnie. Spokojnie, mówiłam sobie w myślach.. Na nic. Zaczęli mnie wołać: - Ej malutka! Co taka lala jak ty robi sama w nocy? Może chciałabyś się zająć czymś konkretnym?
Obleśne.. Ale nic nie odpowiedziałam. Szłam cały czas prosto, gdybym zawróciła pokazałabym im że się boję. A nie bałam się wcale. Dobra, kogo ja oszukuję.. Myślałam, ze się posram ze strachu! Przeszłam koło niech bez słowa. Odetchnęłam z ulgą. Już wszystko ok- pomyślałam uradowana. Najgorsze dopiero nadeszło..

Rozdział II


Wiedziałam, że to się tak skończy. Przed chwilą widziałam w oknie Louisa.. Nie mogę uwierzyć, ze to się dzieje na prawdę. Nie wiem czy mam się cieszyć, że w końcu mogę słuchać ich cudownych piosenek i wiedzieć, że znajdują się dom pode mną, czy płakać, że jak zwykle nic nie mogę zrobić. Powiedziałam o tym mojej najlepszej przyjaciółce - Kasi. Nikt inny by mi nie uwierzył. Lepiej będzie, jeśli nikt się nie dowie.. Ale ja będę miała zawsze w sercu to, że opuściłam ich na cały rok.. :(
A teraz co? Siedzę w domu i boję się nawet wyjrzeć przez okno, żeby nie pomyśleli, ze ich podglądam.. Najlepszym wyjściem byłby spacer. Zawsze pomaga mi w trudnych decyzjach i przemyśleniach. Nie będę jednak przechodzić koło ich domu.. Sama świadomość, że są koło mnie tak wielkie gwiazdy, w których zawsze się kochałam, ale tłumiłam to uczucie, a ja nawet nie mogę jakoś zagadać, czy nawet spytać o autograf, bojąc się żeby nie wyjechali, jest po prostu okropna. A może po prostu boję się odrzucenia? Że mi nie otworzą drzwi.. Że powiedzą żebym się wynosiła i nie zawracała im głowy? Jedynym miejscem, do którego mogłabym się udać jest las nad nami. Zawsze przerażała mnie myśl chodzenia tam samej, ale teraz wszystko jest lepsze od siedzenia na trawie i zamęczaniu się ciągle tymi samymi myślami. Chyba nie mam innego wyboru. W sumie.. Las nie brzmi aż tak źle..

****************************
 To wszystko jest jak sen. Boję się, ze tak będzie. Obudzę się i okaże się, że to wszystko było snem i znów będę musiała wrócić do szarej rutyny.. A co z sercem? Ma dopiero 17 lat, a mogłoby opowiedzieć już tyle przykrych historii. Nie chcę, żeby ta była następną. Nawet w lesie, gdzieś w środku, w najgłębszej części serca miałam minimalną nadzieję, ze może spotkam jednego z nich.. Nie muszę mówić, ze jak zwykle zrobiłam sobie nadzieję na próżno? A może mi się na prawdę zdaje, ze oni tu są? No bo sory, ale kto normalny by przyjechał do Polski?! W dodatku TAKIE gwiazdy? Muszę dać sobie z tym spokój. Piosenek się już nie pozbędę z umysłu, bo są po prostu za świetne, ale ICH kompletnie nie widzę.. mogę równie dobrze udawać że dom pode mną w ogóle nie istnieje.. Jest to trudne, ale co za różnica czy jedno poświęcenie w tą, czy w tą? Myślałam, że życie skończyło już z dziwnymi i niemiłymi niespodziankami. Znowu jednak dało mi porządnego kopa.. I przywołało wspomnienia, z których myślałam, ze się uwolniłam.. Jak zwykle jednak wszystko musi być obrócone o 180 stopni -.-
Bo przecież  to nie byłoby moje życie, gdyby wszytko było ok...