niedziela, 14 kwietnia 2013

Rozdział XXXIV

W końcu dobiliśmy do brzegu. Mat udał się do luku bagażowego po nasze rzeczy i jako pierwszy opuścił jacht. Zaraz za nim wyszedł Liam i Zayn, który podał mi rękę. Podnosząc się, od razu zakręciło mi się w głowie. Ledwo trzymałam się na nogach. Malik widząc, że to dla mnie ogromne przeżycie i raczej nie dam rady funkcjonować normalnie przez najbliższe minuty, chwycił mnie w talii i jednym sprawnym ruchem ściągnął z łódki. Zawiesiłam się mu na ramionach i spojrzałam głęboko w oczy. Za sekundę prawie opluł mnie wybuchając ze śmiechu.
-Co? O co chodzi? Mam coś na twarzy? - dopytywałam sama zaczynając coraz bardziej się śmiać.
-Słyszałem, że kiedy komuś podoba się dana rzecz lub osoba, to jego źrenice się powiększają..
-No i co niby w związku z tym? - Pytałam ciągle nie wiedząc co aż tak bardzo go rozbawiło.
-No.. Ty nie masz w ogóle tęczówek, rozumiem że tu jest pięknie i w ogóle, ale zawsze kiedy byłaś gdzieś ze mną miałaś tylko lekko powiększone źrenice... - przy ostatnich słowach zrobił naciąganą, smutną buźkę.
-Hahahah, daj spokój! Tu jest nieziemsko, ale przecież wiesz, że cię kocham!
W końcu jakoś go przekonałam, że nie ma się o co martwić, tak strasznie uwielbiałam się z nim droczyć!
Po chwili wspólnego spaceru Mat i Liaś się z nami pożegnali zostawiając jakieś kartony Zaynowi.
-O co chodzi? - spytałam zdezorientowana.
-No chyba nie myślałaś, że będziemy mieszkać w kilka osób w jednym domku!
-Zayn, błagam.. jestem tak oszołomiona a ty się mnie jeszcze pytasz czy ja myślałam? - wybuchliśmy śmiechem.
-No tak. Też jestem głupi..
Byłam tak zapatrzona w oczy Malika, że nie zauważyłam nawet kiedy zjawiła się koło nas jakaś starsza kobieta. O mało co nie pisnęłam z przerażenia..
-Nie ma się czego bać, to Maraha, tutejsza mieszkanka, zaprowadzi nas do naszego bungalowu.
Szliśmy za starszą kobietą w ciszy. Nie było potrzeby komentowania zupełnie niczego. Orientalne ptaki wydawały z siebie najpiękniejsze dźwięki, które tworzyły poezje dla uszu. Moje oczy prawie dostały oczopląsu. Nie wiedziałam gdzie mam patrzeć. W końcu jednak słońce zaszło i wszystkie jaskrawe kolory zdawały się mniej razić w oczy. Kobieta zaprowadziła nas praktycznie na szczyt jednego ze wzgórz, nawet nie zauważyłam kiedy pokonaliśmy tak długą drogę...
W końcu zatrzymaliśmy się i Maraha opuściła nas bez słowa. Pewnie wydałoby mi się to dziwne, ale nie zwracałam uwagi na takie szczegóły. Myślałam, że już nic nie może mnie zaskoczyć. A jednak.
Staliśmy przed dwupiętrową drewnianą chatką, która była jakby poskładana z różnych kultur. Zayn chwycił mnie za rękę widząc, że znowu jestem w innym świecie i pociągną za sobą.
-No, to żeby tradycji stało się za dość! - powiedział i biorąc mnie na ręce, przeniósł przez próg i postawił na schodku już w środku.
-Jakiej tradycji? O co chodzi? Wzięliśmy ślub czy co?! - wystraszyłam się na poważnie.
-Hahaha no myślałem, że akurat na to się nie nabierzesz, ale jednak przeceniłem twój kochany móżdżek.
-Ha ha. Bardzo śmieszne - syknęłam z udawaną złością kiedy całował mnie w czoło.
Kompletnie nie mogłam się skupić. Cały czas mnie coś rozpraszało, no i jeszcze ten domek. W życiu nie pomyślałabym, że można zbudować takie arcydzieło. Staliśmy na przedzie salonu z kominkiem a kuchnią z całym sprzętem AGD. Może i domek z zewnątrz przypominał ruinę, ale w środku... Nie jedna osoba z wielkich miast zapragnęłaby mieć tak dobrze wyposażony dom. Widać było, że ktoś włożył w niego na prawdę dużo forsy.
(...) Wieczór minął burzliwie lecz szybko. Cały czas latałam tam i z powrotem nie mogąc się nacieszyć tymi chwilami. Zayn jednak nie pozwolił mi wchodzić na piętro. Poczułam się jak dziecko, które dostało wyraźny zakaz od rodziców. Nie miałam się nawet jak tam zakraść, Malik znał mnie za dobrze i wiedział, że prędzej czy później będę chciała się tam wbić. Niestety kiedy próbowałam odwrócić jego uwagę zaraz siadał na schodkach, uniedostępniając mi dojście. W końcu odpuściłam, co bardziej mi się opłaciło..
Mój chłopak po pysznej kolacji, którą oczywiście przygotowaliśmy razem znów wziął mnie na ręce i weszliśmy po schodach na pięterko..
Zayn postawił mnie przed drewnianymi drzwiami po czym lekko je popchnął i otworzyły się do samej ściany. Na piętrze był tylko jeden pokój, łazienka i ogromny taras. Stanęłam jak wryta po raz nawet nie wiem który, Było ich po prostu za dużo.
-Ale kochanie.. Tu jest tylko jedno łóżko - szepnęłam mu na ucho, starając się mówić bardzo pociągająco.
-Wiem.. - odpowiedział tajemniczo, puścił mi oczko i dodał - będziesz spała na ziemi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz