środa, 7 listopada 2012

Rozdział XV

Nie siedziałam u nich długo, choć gadało mi się ze wszystkimi świetnie  jakbym znała ich od dawna. Nawet z Liamem, choć widać było, że był dosyć zgaszony. Nie wiem kiedy zleciały te 3 godziny  kiedy u nich byłam. Czułam się jakby to było 5 minut. Zayn oczywiście odprowadził mnie po wszystkim do drzwi i wpatrywaliśmy się w siebie jak zwykle długo. Ucałował mnie w końcu (niestety tylko w policzek), ale i tak jarałam się tym jak małe dziecko. Moja radość nie trwała jednak długo. Przyszłam do domu i włączyłam tv. Leciały wiadomości. Tytuł, który zobaczyłam był ogromny;
WIELKI BOYSBAND ZAGINĄŁ! ONE DIRECTION, GDZIE JESTEŚCIE?!
To mówiło wszystko. Wgapiałam się w ekran z otwartymi ustami. Reporter w Londynie mówił:
Minęły już 2 tygodnie odkąd ostatni raz widziano ich na ulicach naszego miasta. Producent nie chce nam ujawniać gdzie się obecnie znajdują. Może jednak coś im się stało i nikt nie chce siać paniki? 
Wiemy jednak jedno - kiedy fanki dowiedzą się o miejscu ukrywania się chłopców, na pewną przybędą tam tłumami.
Nie mogłam tego dłużej słuchać. Kompletnie zapomniałam kim oni są. Czułam się z nimi jakbym była ich kumpelą od kilku lat! Ani razu nie pomyślałam, że zna ich praktycznie cały świat. Przecież nie mogłam ich mieć tylko dla siebie... Nie to mnie jednak najbardziej martwiło. Wiedziałam, że ktoś ze wsi w końcu ich rozpozna. Przecież robili zakupy w sklepach i jeździli do centrum.. Zaraz da ogłoszenie do tv i co?
Nic wtedy nie zrobię, będzie po wszystkim. Fotoreporteży przyjadą i najprościej na świecie ich stąd wypędzą.
Jedyne co mogłam zrobić, to powiedzieć im o tym. Tak więc z wyśmienitego humoru przeszłam w skrajną depresję. Skończyło się. Na prawdę się skończyło - pomyślałam. Nie będzie ich. Nie będzie Zayna. Nie będzie nas. Kolejny raz moje życie po prostu szlak trafił. Ześlizgnęłam się bezwładnie na panele i zaczęłam płakać. Łzy spływały potokiem, nawet jakbym chciała nie umiałabym ich zatrzymać. Byłam wobec wszystkiego taka bezsilna..
Usłyszałam, że ktoś idzie w moją stronę. Pewnie dziadek znowu przyszedł oglądnąć swój program, jakby teraz nie miał nic innego do roboty.
-Zostawiłaś u nas pojemnik z cias - urwał nagle męski głos. Wybuchłam jeszcze większym płaczem, a myślałam, że to już nie możliwe. Zachowywaliśmy się wobec siebie jak normalni sąsiedzi. Dlaczego ktoś musi mi to odbierać?
Zayn klęknął koło mnie i się nade mną pochylił.
-Co się stało? Czemu płaczesz?!
-Szukają was wszędzie! Nawet w wiadomościach już o was mówią. Za niedługo tutaj was ktoś rozpozna i będziecie musieli stąd wyjechać. Zayn... Proszę cię, nie zostawiaj mnie samej. Ja nie dam sobie rady bez ciebie. Za dużo dla mnie znaczysz.
Nie wiedziałam, ze pierwsze takie wyznanie z mojej strony przyjdzie akurat w takiej chwili i bez wcześniejszego przygotowania. Nie byłam pewna jak na nie zareaguje.. Patrzył na mnie swoimi pięknymi, wielkimi oczami ze spokojem i ogromnym ciepłem.
-O czym ty mówisz? Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy, że stąd wyjedziemy? Nawet jeśli nas szukają to co? Mamy wakacje! Robimy przecież koncert w Polsce. Nie wyjedziemy stąd od tak.
Trochę mnie te słowa uspokoiły. Usiadłam na podłodze i wtuliłam się w niego. Łzy nie uspokoiły się na długo. Znów zaczęłam myśleć o tym, że i tak go kiedyś zabraknie i co wtedy zrobię.. Płacz nic mi już nie da.
Co będzie jak pewnego dnia się obudzę i dowiem  że dom pod nami znów jest na sprzedaż? Nie umiałam sobie tego wyobrazić  Malik odciągnął mnie do siebie i całkiem podniósł z ziemi. Teraz staliśmy, a on trzymając mnie w talii powiedział:
-Ejjj, nie płacz już! Przysięgam ci, że stąd nie wyjadę tylko dlatego, że komuś się to nie podoba.Rozumiesz?
-Nie, nie umiem tego zrozumieć. Przecież zwykła dziewczyna nie może mieszać się w życie przystojnej gwiazdy! - wykrzyczałam.
-Popatrz na mnie i posłuchaj - powiedział Malik ze spokojem - Podobasz mi się jak nigdy, nikt mi się nie podobał. Nie wyobrażam sobie żyć dalej bez ciebie.
Te słowa zrobiły na mnie wrażenie. Uspokoiłam się, choć w środku trochę mu nie wierzyłam. Każdy mówi takie rzeczy, żeby tylko druga osoba się w końcu odwaliła.. Widział, że mu nie dowierzam. Wpatrywał się w moje zapłakane oczy.
-Widzę, że dalej nie wierzysz, w to co mówię. Przykro mi. Będę musiał zastosować środek ostateczności. Opuścił ręce i już myślałam, że wyjdzie z domu.
On jednak położył je z powrotem na moim policzku i talii, przyciągnął mnie do siebie i wyszeptał:
-Kocham cię - po czym pocałował w usta. Namiętność i troska jaka się we mnie wlała utopiła wszystkie niepewności i smutek. Nigdy. Nikt. Mnie. Tak. Nie. Całował.
Nie wiem jak długo to trwało. Mogło trwać wieki, nie miałabym nic przeciwko. To było nie do opisania. Odkleiłam się jednak od niego jakimś cudem. Widać było, że jeszcze nie skończył, tego co zaczął.
-Teraz mi chyba uwierzysz, nie? - wyszczerzył zęby.
-Wierzyłam ci od samego początku. Chciałam sprawdzić do czego się posuniesz. - powiedziałam po czym zaczęłam się śmiać.
-Cooo? Lepiej uciekaj, bo jak... - nie musiał kończyć. Już obydwoje lataliśmy jak szaleni po podwórku.
W końcu złapał mnie za rękę, pociągnął do tyłu i leżeliśmy na trawie.
Zaczął bawić się moimi włosami, mówiąc:
-Nie dość, że od samego początku mi się stawiasz, krzyczysz na mnie, przerywasz moje pocałunki, to jeszcze mną manipulujesz!
Zaśmiałam się złowieszczo.
-Bo mi na to pozwalasz - odpowiedziałam i położyłam głowę na jego piersi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz