niedziela, 11 listopada 2012

Rozdział XVI

Media z każdej strony wrzały. Ludzie zaczęli wariować  Mówili nawet o nagrodach dla tych, którzy znaleźliby kryjówkę chłopców. Nie obchodziło mnie to jednak wcale.
Dzień, w którym Zayn wyznał mi miłość, był po prostu boski. Co prawda było to aż dwa dni temu i od tego czasu się z nim nie widziałam, ale pewnie mają trochę spraw na głowie, próby przed koncertem itd, więc po prostu im nie przeszkadzałam.
Po obiedzie wyszłam na podwórko. Musiałam poszukać babci, żeby spytać czy może widziała ich dzisiaj albo czy Zayn u nas był jak jeszcze spałam.. Nigdzie jednak nie mogłam jej znaleźć. Szukałam po całym domu i w ogrodzie. Nigdzie jej nie było. Auto było na podjeździe jak zawsze, coś jednak przykuło moją uwagę. Zdawało mi się, że zza krzewu coś wystaje, jakby...
Wybiegłam natychmiast z domu. Byłam potwornie przerażona. Kiedy dobiegłam do krzaka zobaczyłam potworny obraz. Babcia leżała na plecach. Miała mocno spuchniętą łydkę. BOŻE.
OSA JĄ UŻĄDLIŁA... Miała przecież uczulenie!
Wpadłam w jakiś dziwny szał. Kompletnie straciłam panowanie nad sobą i nie umiałam rozsądnie myśleć, bieg po telefon, znajdujący się na strychu zająłby za dużo czasu. Nie powiedział co mam robić w pierwszej kolejności. W naszej wsi nie było żadnego szpitala. Pierwsze pogotowie ratunkowe było 70 km stąd. Zanim karetka by przyjechała mogło być już za późno. Całe szczęście na nowo włączyło mi się myślenie. Wyjęłam telefon z kieszeni babci i szybko zadzwoniłam po karetkę. O niczym innym już nie myśląc przeskoczyłam zwinnie przez płot (co mnie dosyć zdziwiło, bo w tych sprawach zawsze byłam kaleką) i już byłam przy drzwiach chłopców.
Nikt mi nie otwierał. Zaczęłam w nie walić pięściami jak opętana. Łzy wylały się ze mnie z ogromnym ciśnieniem. Tego już było za wiele. Babcia i oni na raz?! Przecież nie mogli mnie teraz tak zostawić. Po cholere oni wszędzie jeżdżą razem?! Czy chcą żeby ktoś ich rozpoznał?! Wkurzyłam się już całkiem.  Wyleciałam z ich posesji na ulicę jak chora psychicznie miotając się po ulicy, nie do końca wiedząc co mam dalej robić. Nie wiedziałam czemu te wszystkie rzeczy muszą się zdarzać właśnie mi.. Nagle jednak się ocknęłam  bo prawie wjechałoby we mnie wielkie białe auto. Dopiero po kilku sekundach doszło do mnie, że to karetka. Nie wiedziałam jakim cudem przyjechała aż tak szybko. Nie chciałam się jednak nad tym zastanawiać.
2 facetów od razu z niej wyskoczyło. Pobiegłam do babci, a oni za mną. Włożyli ją ostrożnie na nosze i wsadzili do karetki. Wsiadłam zaraz za nimi. Nie wiem co działo się zaraz potem. Droga do szpitala bardzo się dłużyła, chociaż czuć było, że jedziemy na prawdę bardzo szybko. W końcu jednak dotarliśmy na miejsce i babcie od razu podłączyli do jakichś urządzeń i dali jej kilka zastrzyków przeciwuczuleniowych, czy jak one sie tam nazywają.
Nie wiem jak długo siedziałam przy niej, wpatrując się bezmyślnie to w okno, to w ścianę, to w jej twarz, która była całkowicie bez wyrazu. Ciałem byłam przy niej, niestety myślami już niekoniecznie. Moje myśli były w miejscu, gdzie nie powinno ich być. Zastanawiałam się czemu nikt z nich mi nie otworzył, przecież tak ich potrzebowałam...
Moje rozmyślania przerwał mi doktor wparowujący na salę bez żadnego pukania. Powiedział mi, że muszę wyjść, bo są pewne komplikacje.
-Coooo??? Jakie komplikacje? Co się dzieje?
-Przykro mi, nie mogę pani odpowiedzieć. Skontaktowałem się już z pani rodzicami. Zaraz tu przybędą.
-A co mnie teraz obchodzą moi rodzice??!! Niech mi pan powie co się dzieje z moją babcią!!
Wpadłam w szał. Zachowywałam się jak dziewczyna  która uciekła z psychiatryka. Zdążyłam tylko zobaczyć, że zaczęli podłączać babcię do tysiąca innych rurek i aparatur. Nagle 2 kolesi załapało mnie za ręce i siłą wytargali na zewnątrz i posadzili na jakimś murku. W końcu, kiedy mnie zostawili zaczęłam płakać. Znów. Byłam taka bezsilna. Znów. Znów byłam nieszczęśliwa.
Tak bardzo kocham babcie. Ona nie może teraz umrzeć. Nie mogłam sobie nawet wyobrazić tej sceny. Sceny jej pogrzebu i kolejnych dni bez jej uśmiechu, rad i robienia mi przypału przy ludziach. Bez jej obecności. Jest mi tak bliska, a teraz nawet nie mogę przy niej być..
Płakałam coraz bardziej i coraz głośniej, a myśli, które układałam sobie w głowie jeszcze szybciej wpędzały mnie w gorszy stan. Nie wiem jakim cudem nagle straciłam przytomność. Może któryś z ochroniarzy mi coś wstrzyknął? Coś na uspokojenie? Wiedziałam jedno...
Już nigdy mogłam nie zobaczyć przynajmniej dwóch osób, które były dla mnie całym światem..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz